Recenzja
Pigułka islandzkości
19.02.2024
Punktem wyjścia tego spektaklu jest dramat Weroniki Murek, nieco inny od jej poetyckiej, napełnionej nieoczywistą dziwnością prozy. Tym razem autorka pracowała jak reportażystka i historyczka - przygotowała bardzo gęsty od faktów i nawiązań tekst, opowiadający o dziejach Islandii, jej mieszkańców i mieszkanek. Ale jest on też o tym, jacy są Polacy i Polki, żyjący tam wraz z nimi. Mnóstwo tu wyrazistych postaci, historycznych i wymyślonych, szlachetnych i podejrzanych, pewnych swego i zagubionych.
To dało przestrzeń dla znakomitych osób aktorskich z kieleckiego zespołu, grających tu po kilka postaci: mogą budować najróżniejsze charaktery, czasem w jednej tylko scenie próbować zarysować czyjąś wybujałą osobowość. To dzięki ich talentom i reżyserskim pomysłom Uny Thorleifsdottir ten spektakl przelatuje przed oczami jak ruchoma wystawa ludzkich typów, show freaków i postaci całkiem zwyczajnych. Zawsze zaś - postaci ciekawych.
Mocnym elementem inscenizacji jest - jak zawsze w przypadku tego twórcy - scenografia Mirka Kaczmarka: za pomocą prostych, monumentalnych obiektów, udało mu się wyczarować na scenie charakterystyczne islandzkie krajobrazy. Na płaszczyźnie muzycznej tę iluzję dopełnia delikatna, chłodna muzyka, którą napisał Gisli Galdur Thorgeirsson.
Przemysław Gulda, "Wysokie obcasy" nr 4